
Haruki Murakami: Miasto i jego nieuchwytny Mur
06/02/2025
Philip K. Dick – BLADE RUNNER Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?
09/02/2025Ilekroć idę do księgarni po nowy zapas literatury, zawsze jedną książkę wybieram tylko i wyłącznie po okładce. Wiem, wiem, nie ładnie tak, ale to taka świadoma odrobina ryzyka. Ustalam sobie pewne słowo-klucz w głowie i idę w półki szukać. Przeważnie w ten sposób pod mój dach trafia autor bądź autorka, o których nigdy nie słyszałam oraz książka, na którą inaczej mogłabym nigdy nie trafić. Tak właśnie było ze „Zbieraczami Borówek” Amandy Peters. Poleciałam na okładkę (: A co znalazłam w środku?
Kusząca borówkową okładką powieść przedstawiła mi dwójkę swoich bohaterów, których narracja toczyła się naprzemiennie. Raz opowiadał Joe. Mówił o tragedii rodzinnej, o zaginięciu bez śladu jego młodszej siostry i o przeżywaniu życia w nieustającym poczuciu winy. Następnie fragment historii swego życia w oderwaniu od własnej tożsamości, w cieniu przemilczeń oraz o drodze ku poznaniu prawdy o swojej rodzinie i sobie samej, opowiadała Norma. Wszystko to złożyło się na opowieść o egoistycznej decyzji jednej osoby, która zmieniła życie wielu innych na zawsze.
„Zbieracze borówek” to oszczędna w słowa, choć miejscami poruszająca powieść, której przeczytanie zajmie Ci jeden, dwa wieczory. Tragedia, smutek, ale i nieustająco tląca się nadzieja. Nie ma w niej niestety żadnej tajemnicy, choć potencjał na taką historię był naprawdę duży. Fabuła od pierwszych stron jest oczywista, a zakończenie (dzięki prologowi) przewidywalne.
Cóż. Z książkami wybieranymi w ciemno już tak już bywa, że czasem wciągają nas wszystkim, czasem nie ruszają niczym, czasem po prostu są, a czasem intrygując początkiem, w dalszej części stają się mdłe, aż w końcu rozczarowują zakończeniem. Prawdę pisząc, jak się teraz zastanawiam, to jest zupełnie jak z ludźmi.

Amanda Peters „Zbieracze borówek”, przełożyła Grażyna Woźniak
wydawnictwo FILA